yo! już prawie miesiąc od frankfurckiej wystawy – czas najwyższy by zastanowić się chwilę nad tym co przyniosła ona dla motoryzacyjnego świata. bo o to, że przyniosła, sporów wielkich nie ma co prowadzić. weźmy taką na przykład Panamerę – toż to przecież rewolucja w biały dzień! Choć panowie z Zuffenhausen o limuzynie zaczęli przebąkiwać jeszcze w latach 90., to chyba dopiero teraz rynek jest w pełni gotowy, by takie auto zaakceptować. Teoretycznie podobnym przypadkiem jest Aston Martin Rapide. Jednak śmiem twierdzić, że tu sprawa potoczy się nieco inaczej i daleki będzie on od osiągnięcia sukcesu czterodrzwiowego Porsche (bo temu wróżę mu spory!). Dlaczego? Otóż jego tylna kanapa jest dalece mniej komfortowa niż jego niemieckiego kolegi. A brytyjskim lordom posturą jednak bliżej do niemieckich junkrów niż japońskich samurajów…
Tajemnica sukcesu Panamery tkwi w tym, że były prezes Porsche – Wendelin Wiedeking, zanim stał się byłym i zgarnął za to 50-milionową odprawę, jasno powiedział projektantom – “musi mi być wygodnie na tylnej kanapie – verstehen?!”. Jak powiedział – tak zrobili. A jako że mierzę 192 cm, czyli dokładnie tyle co pan prezes, muszę przyznać, że robotę wykonali świetną. I tym sposobem limuzyna Porsche, która nie podobała mi się ani trochę, zawładnęła moim sercem – właśnie przez idealnie pasujące mi miejsce na tylnej kanapie.
W ujęciu globalnym targi stały jednak głównie pod znakiem ekoszaleństwa. Hybrydy i auta na prąd oczywiście wiodły prym. Nawet Lotus poddał się tej manii – takie czasy panie… Ale było też trochę aut, które poszły dokładnie w drugą stronę. Niestety dziś jednak nawet te supersportowe pojazdy chwalą się tym, że przy prędkości 55 km/h na 8. biegu palą 11,8 l/100 km. Takie czasy panie…